poniedziałek, 25 lutego 2019

OSCAROWY NAJLEPSZY FILM "GREEN BOOK"- MOJA RECENZJA

Jak wiadomo, z przyznawaniem Oscarów różnie bywa i czasem decyzje jury są nieuzasadnione i nie pokrywają się z faworytami przeciętnego widza. W tym roku statuetka w najważniejszej kategorii, czyli dla najlepszego filmu powędrowała do "Green Book". Czy zasłużenie? 

Już sam zwiastun bardzo przypominał mi "Nietykalnych", których bardzo lubię. Miałam dobre przeczucia, co do "Green Book" i z pozytywnym nastawieniem rozpoczęłam seans.
Tony to typ brutala, cwaniaka. Rozpoczyna pracę jako szofer u czarnoskórego muzyka, który jest jego przeciwieństwem. Razem wybierają się w trasę koncertową i to wokół niej skupia się fabuła. Zabierają ze sobą tytułowy Green Book, czyli przewodnik dla podróżujących Afroamerykanów. Akcja filmu dzieje się bowiem w latach 60., czyli czasach, kiedy to odmienny kolor skóry był powodem prześladowań. Przemieszczanie się po Ameryce było dla czarnoskórych nie lada wyzwaniem. Wielu przeszkód związanych z nietolerancją, ale nie tylko, doświadczają także nasi bohaterowie. Podróż zmienia ich. Uczą się siebie nawzajem, a każdy powoduje metamorfozę drugiego. Odmienność ich charakterów niekiedy staje się przyczyną kłótni, ale najczęściej jest lekcją. 




Ten film tworzą odtwórcy głównych ról i to im powinno się zawdzięczać jego sukces. Mahershala Ali słusznie otrzymał Oscara. Na nagrodę zasłużył także jego kompan Viggo Mortensen. Aktorzy wytworzyli między swoimi postaciami niesamowitą chemię. Grali prawdziwie, z lekkością. Wspaniale odnaleźli się w swoich rolach. Przekonali do siebie każdego widza i nie sposób ich nie lubić. 

"Green Book" bawi, ale także i poucza. Niewątpliwie uśmiech gości na ustach widza przez większość seansu. Mnie ten humor totalnie kupił. Lekkość w tym przypadku idzie jednak w parze z przekazaniem wartościowych treści. Zrealizowany bardzo skrupulatnie i przyjemny dla oka. Podobieństwo do "Nietykalnych" jest bardzo widoczne, ale to nie umniejsza produkcji. Fabuła się różni, czas powstania filmu także powoduje, iż jest on zrealizowany w odmienny sposób. Oba filmy łączą same pozytywy i myślę, że bohaterów "Green Book" także zapamięta się na długo tak jak w przypadku "Nietykalnych", do których chętnie wracam.  To znaczące podobieństwo sprawia jednak, że w moich oczach "Green Book" nie niesie w sobie niczego odkrywczego. Mimo że jest pięknym obrazkiem, to według mnie Oscara powinna zdobyć produkcja, która więcej wniosła do świata kinematografii np. "Faworyta". 

"Green Book" to film o przyjaźni mimo różnic, relacjach międzyludzkich, tolerancji i odmienności, która może połączyć a nie dzielić. Polecam!

sobota, 23 lutego 2019

REWELACYJNE WIDOWISKO!- RELACJA Z KONCERTU PAWŁA DOMAGAŁY

Emocji, których doświadczyłam na koncercie Pawła Domagały nie da się opisać. Trafia on na szczyt moich ulubionych. Trasa artysty jest bez wątpienia widowiskowa. 



Koncert rozpoczął się dość punktualnie. Pierwsze utwory były spokojniejsze, mniej znane słuchaczowi, co miało dopiero wprowadzić publiczność w klimat. Po kilkunastu minutach to, co zaczęło wyprawiać się na scenie było nie do opisania. Niesamowita energia i głos, który na żywo brzmi o wiele lepiej niż w radiu. Domagała zaprezentował piosenki z nowej, jak i starej płyty. Te bardziej dynamiczne przeplatane były ze spokojniejszymi. Największym atutem było dopracowanie tego wydarzenia w każdym calu, na miarę światową. Całości pięknie dopełniało oświetlenie, dopasowane za każdym razem do nastroju.

 

Domagała pokazał się z jak najlepszej strony. Kontaktu z publicznością może pozazdrościć mu każdy artysta. Każdy z jego żartów wprawiał w świetny humor. Uśmiałam się, ale nie obyło się także od innych emocji, bowiem przy jednym z utworów uroniłam łzy. Dykcja wokalisty sprawiała, że zwracało się uwagę na głęboki tekst, każde słowo wybrzmiewało z wielką siłą. Paweł sporo opowiadał o swoich piosenkach, co odkrywało ich sens. 


Nie sposób nie pochwalić także instrumentalistów. Publiczność dwa razy nagrodziła cały zespół owacjami na stojąco. Koncert trwał 2h. Słuchacze niechętnie opuścili sale i muszę przyznać, że z chęcią wybrałabym się na koncert Domagały jeszcze raz. Nie spodziewałam się, że będzie to takie widowisko!




środa, 20 lutego 2019

"KAMERDYNER" UCZTĄ DLA OKA- RECENZJA FILMU

Piękny filmowy plakat, dobór aktorów, piosenka Korteza, nagrody- to wszystko zachęcało mnie od dawna, aby obejrzeć "Kamerdynera".  Miałam wielkie oczekiwania i nadzieje na dobry polski film w tej kategorii. Nie zawiodłam się ani trochę. 


Widz obserwuje losy rodu von Kraussów na przestrzeni 45 lat i towarzyszące temu historyczne wydarzenia na terenach Kaszub. W pierwszych scenach poznajemy Mateusza, który po śmierci biologicznej matki zostaje przygarnięty zaraz po porodzie przez hrabinę. Wychowuje się w pałacu Kraussów. Jako bękart, mimo intelektu i muzycznego talentu, nie zostaje wysłany na studia. Z czasem dojrzewa w nim uczucie do Marity- córki Klaussów. Zakazana miłość niejeden raz zostanie wystawiona na próbę. Z drugiej strony obserwujemy historię jego ojca chrzestnego- Miotke, prawdziwego Kaszuba, który będzie walczył o przyłączenie Kaszub do II Rzeczpospolitej. Wraz z upływem lat konflikt między Niemcami a Kaszubami narasta.  


To, co czaruje widza to niezwykłe prowadzenie kamery i ukazywanie każdego pomieszczenia, zastawy stołowej czy zegara w szczególny sposób, co przypomina mi ekranizację np. "Pana Tadeusza". Z czasem ma się wrażenie, że to historia jest głównym bohaterem filmu, co przyćmiewa niekiedy bohaterów. Jestem pod wielkim wrażeniem gry Janusza Gajosa i jego języka kaszubskiego. Odtwórcy innych ról także stanęli na wysokości zadania, choć momentami zabrakło mi emocji. Bohaterowie nadają tajemniczości i tworzą nastrój grozy. Film trwa prawie 3h i w moim odczuciu mógłby być trochę krótszy. Niewątpliwym atutem jest oprawa muzyczna. Twórcy zadbali o każdy szczegół. Urzekły mnie scenografie, stroje. Widz darzy sympatią bohaterów i przeżywa ich perypetie. Ukazanie zakazanej miłości na tle ważnych momentów w dziejach społeczności nadaje ciężkiej tematyce odrobiny lekkości. Dobrze, że zwraca się uwagę na te wydarzenia w historii, dla których zabrakło miejsca w podręcznikach i o których mało kto wie. Z tego powodu to bardzo ważny film. Warto dodać, iż produkcja zajęła 4 lata, co widać na ekranie kina. Tak dopracowanego pod każdym względem filmu o losach Polski dawno nie było. Filip Bajon zasługuje na wielkie brawa.


Jest to uczta dla oka, ale także mądra i wartościowa produkcja z rozmachem. Polecam!




środa, 13 lutego 2019

ZGUBIĆ SIĘ, ODNALEŹĆ SIĘ- RECENZJA KSIĄŻKI "DROGI EVANIE HANSENIE"

"Drogi Evanie Hansenie" to książka, która powstała na podstawie musicalu o tym samym tytule. Jego twórcy chcieli w ten sposób przekazać historię większej liczbie odbiorców. Fani musicalu już od dłuższego czasu domagali się jego papierowej wersji i ich żądania zostały spełnione.
Evan Hansen urzeka i wciąga do reszty. Nic dziwnego, że ma tylu wielbicieli na całym świecie. Dołączam do nich także ja!


Evan jest samotnym nastolatkiem, pogrążonym w depresji. Za namową psychologa pisze do siebie listy. Przez przypadek jeden z nich trafia w ręce Connora, który niedługo po tym popełnia samobójstwo, a list to jedyne, co znajduje się przy jego ciele. "Drogi Evanie Hansenie..."- czytają rodzice zmarłego i zastanawiają się, co łączyło Evana z ich synem. Wszyscy wnioskują, że główny bohater i Connor byli najlepszymi przyjaciółmi. Evan nie wyprowadza ich z błędu i brnie w kłamstwa. Jego życie drastycznie się zmienia. Rodzice Connora poświęcają mu sporo czasu, bohater zakochuje się w siostrze zmarłego- Zoe. Już nie jest samotnikiem, a istnienie zaczyna mieć sens. Czy prawda wyjdzie na jaw? Jak czyjaś śmierć wpływa na życie ludzi wokół?

Książkę, mimo dość poważnej tematyki, czyta się bardzo lekko. Czytelnik od razu zaprzyjaźnia się z postacią Evana, współczuje mu i wybacza wszelkie kłamstwa. Akcja prowadzona jest w bardzo przemyślany sposób, w odpowiednim tempie, tak, że przez ani jeden moment nie można się nudzić. Trzyma w napięciu i nie jest przewidywalna, co jest ogromnym plusem. Autorzy znakomicie oddają emocje bohatera. Ciekawym rozwiązaniem, które wiele wnosi są rozdziały, w których do głosu dochodzi Connor. 
Opowieść czasem bawi, czasem wzrusza i skłania do refleksji.

Historia Evana Hansena ma zwrócić uwagę na coraz większą liczbę samobójstw wśród młodych ludzi. Evan i Connor toprzedstawiciele pokolenia samotników, którzy czują się niezrozumiani przez rodziców, niewidzialni i wołają o pomoc. Z każdym kolejnym rozdziałem obserwujemy przemianę głównego bohatera, która przypomina o tym, jak bardzo potrzebujemy innych ludzi i jak ich obecność na nas wpływa.

Bardzo mądra, ciekawa lektura, która wiele wnosi i mimo smutnego przebiegu wydarzeń pozostawia czytelnika z nadzieją.
Polecam!