poniedziałek, 23 grudnia 2019

NETFLIX Z FILMOWĄ PROPOZYCJĄ NA ŚWIĘTA- RECENZJA "DWÓCH PAPIEŻY"

11 lutego 2013 roku światem wstrząsnęła wieść o rezygnacji ze sprawowanego stanowiska papieża Benedykta XVI (Josepha Razingera). Do tamtej pory papieże pełnili tę funkcję aż do śmierci. Następcą Benedykta wybrany został kardynał Jorge Bergoglio (papież Franciszek), reprezentujący skrajnie różne poglądy od jego poprzednika. Obecnie mamy zatem "dwóch papieży". Te przełomowe dla Kościoła katolickiego wydarzenia stały się inspiracją do wyprodukowania poruszającego filmu, który przedstawia trudną drogę do przyjaźni Benedykta XVI i Franciszka, konfrontuje obu papieży i ukazuje prawdę o człowieku i jego słabościach. 


Fabuła koncentruje się na kilku spotkaniach Razingera i Bergoglio, począwszy od wyboru tego pierwszego na papieża. Widz obserwuje aktorski kunszt Anthony'ego Hopkinsa i Jonathana Pryce'a. Przyjemnie obserwuje się ich konfrontacje. W produkcjach takich jak ta bardzo ważną rolę odgrywają dialogi, które w tym przypadku są świetnie napisane i pasują do każdego z bohaterów. To, a także znakomite wcielenie się w postaci przez odtwórców głównych ról powoduje, że ma się wrażenie realnego podglądania tego, co naprawdę działo się w tamtym okresie w Watykanie. W pewnym momencie zapomniałam, że patrzę na aktorów, a nie prawdziwego Franciszka i Benedykta. To ogromna zaleta produkcji. Proces ten wzmacnia ciekawe prowadzenie kamery, momentami nieco niedbałe, spoglądające zza pleców. Doskonale wpleciono także urywki z prawdziwych nagrań pogrzebu Jana Pawła II czy konklawe. Zaskoczeniem były dla mnie retrospekcje z życia kardynała Bergoglio dotyczące odnalezienia powołania, ale także kontrowersyjnej współpracy z rządzącą niegdyś w Argentynie juntą wojskową. 

Filmu tego w moich oczach nie sposób jednak oceniać w kategorii biograficznej. O wielu wątkach jak np. pedofilii w Kościele, na którą oko przymykał Benedykt, tylko się tu wspomina, chcąc uniknąć kontrowersji. Dla mnie jest to produkcja przedstawiająca przede wszystkim zderzenie dwóch różnych poglądów, a także międzyludzkich relacji mimo owych różnic. Fabularnie całość jest dialogiem między człowiekiem konserwatywnym a tym, który dostrzega potrzebę zmian. Pięknie ukazano jak te dwa światy mogą się wzajemnie uzupełniać i stworzyć relację przyjaźni, której obrazem są ostatnie sceny. "Dwóch papieży" pozbywa się patosu, a zamiast tego przedstawia ludzkie słabości i upadki. Co najważniejsze jednak- nie ocenia. W ten sposób ma trafiać do każdego widza, bez względu na wyznanie wiary. Wielką zaletą produkcji są także humor i muzyka. Mamy okazję podziwiać także urokliwe wnętrza Kaplicy Sykstyńskiej czy Pałacu Apostolskiego, które zapierają widzowi dech w piersiach.

"Dwóch papieży" to znakomita propozycja na święta. Film ma wiele zalet, wśród których największą jest niewiarygodna gra aktorska. Produkcję ogląda się niezwykle przyjemnie, a przy tym ma ona charakter dydaktyczno-moralizatorski. Myślę, że śmiało można stwierdzić, iż jest to jeden z najlepiej zrealizowanych filmów 2019 roku. 

środa, 27 listopada 2019

DOJRZAŁE TEKSTY, EMOCJE W GŁOSIE- RECENZJA PŁYTY "JAK MALOWAĆ OGIEŃ" NATALII PRZYBYSZ

Do tej pory nie należałam do grona fanów Natalii Przybysz. Byłam świadoma jej wielkiego talentu, ale dotychczasowa twórczość jakoś do mnie nie przemawiała. Usłyszałam utwór "Ogień" i wszystko się zmieniło. Natalia mnie zaczarowała.... Im dalej wsłuchiwałam się w najnowszy album, tym czar bardziej się umacniał. 

Płyta "Jak malować ogień" ma wszystko, czego ja oczekuje od dobrej płyty. Przede wszystkim ujmuje mnie dojrzałymi, emocjonalnymi tekstami, pełnymi metafor, będącymi bilansem dzisiejszych czasów i opowieścią kobiety, które wiele już przeżyła. W tych tekstach czuć melancholię, którą dopełnia wspaniała muzyka. Natalia śpiewa z takimi emocjami w głosie, lekkością, nie popisując się i nie przesadzając, bo wiem, że nic już nie musi udowadniać. 
To jest w moich oczach własnie taka płyta: podsumowanie pewnego okresu życia, momentami gorzkie, artystki, która pozwala sobie na ukazanie siebie w pełnej okazałości, w prawdzie, bez tabu. 
Świetnie słucha się tego albumu właśnie teraz- jesienią, w szare i ponure dni. Z całości wypływa niebiański spokój, błogość. 

Czaruje już sama okładka płyty.... Bardzo wiele zdradza o tym, jaki klimat znajdziemy w środku. Warto wspomnieć, że produkcja była w pełni ekologiczna. 

Na płytę składa się 10 piosenek. Rozpoczynamy od utworu "Ogień". "Muszę się nauczyć, jak malować ogień./ W tych czasach niespokojnych słowa są jak noże..."- śpiewa Natalia niskim głosem do dźwięków elektrycznej gitary. Wszystko trochę mroczne, ale jak na początek płyty, to świetnie wprowadza w całość. Chwalę także za teledysk. 


Dalej mamy bardziej energetyczne "Kochamy się źle", "Cienie". Przechodzimy do jednego z moich ulubionych utworów, czyli "Ciepłego wiatru". Ta piosenka mnie hipnotyzuje!
Elektryczne brzmienie zapewnia "Wyspa", a także "Że Jestem". W podobnym klimacie pozostaje "Po naszej stronie". "Przestrzeń" to jeden z najbardziej dojrzałych utworów na płycie. Artystka ocenia dzisiejszy świat: "Mieliśmy stąd wyjechać, bo wycinają drzewa.". Bonusem jest cover Maanam. Całość pięknie zamyka "Słodka Herbata z Cytryną". Słuchacz czuje się właśnie, jak po wypiciu gorącej herbaty w mroźny wieczór. 

Nowa płyta Przybysz otula jesienią niczym ciepły koc. Dojrzałość płynąca z niej ujmuje słuchacza, a klimat oczarowuje!



środa, 13 listopada 2019

W POSZUKIWANIU ODPOWIEDZI NA NAJWAŻNIEJSZE PYTANIA- RECENZJA SERIALU "SZUKAJĄC ALASKI"

Ekranizacje książek Johna Greena zawsze stają się hitami. Tym razem twórcy stworzyli nie film a mini-serial na podstawie "Szukając Alaski". Niewątpliwie udało im się oddać klimat historii, a całość ogląda się bardzo przyjemnie.


Główny bohater Miles to wycofany, zamknięty w sobie nastolatek. Ma przedziwną pasję- zapamiętuje ostatnie słowa znanych ludzi. Jest typem myśliciela i wciąż poszukuje odpowiedzi na pytanie, jaki jest sens życia i do czego tak naprawdę dążymy. Poukładane i nudne życie zaburza wyjazd do szkoły z internatem. Miles czuje, że musi się usamodzielnić, a jednocześnie intuicja podpowiada mu, że to właśnie tam znajdzie odpowiedź na nurtujące go pytania. Zakochuje się w tajemniczej dziewczynie o imieniu Alaska. Odnajduje prawdziwych przyjaciół, którzy są wsparciem w trudnych chwilach. Wspólnie spędzają czas na robieniu żarcików, piciu, paleniu, ale też ważnych rozmowach. Alaska oznacza jednak także kłopoty. Dziewczyna niewątpliwie zmaga się z czymś trudnym, o czym niechętnie mówi. Jej zachowanie niepokoi przyjaciół, ale czy będą w stanie obronić ją przed nią samą?

Bardzo cieszę się, że powstają takie książki, takie seriale i filmy jak "Szukając Alaski". Ukazują prawdziwą młodzież i uświadamiają pewne ważne rzeczy nastolatkom. Nasi bohaterowie nie są przerysowani, jak to bywa w serialach young adult. To wielka zaleta produkcji. Obserwujemy zwyczajne życie zwyczajnych ludzi, którzy bywają smutni, mają problemy, które przeplatają się jednak z chwilami szczęścia. Samo życie. "Szukając Alaski" ma ciepły klimat, który chwyta widza za serce. Być może chodzi tu o lato, o tą beztroskę. Akcja prowadzona jest powoli, ze stopniowaniem napięcia. Na pochwałę zasługuje gra aktorska. Ja nie miałam wrażenia, że to są aktorzy. Wydawało mi się przez cały seans, że podglądam gdzieś z oddali paczkę prawdziwych przyjaciół. Doświadczamy tutaj całego wachlarza emocji. Finałowe odcinki to wyciskacze łez!
W serialu nie brakuje dialogów, które kryją w sobie życiową prawdę. Na ich kanwie rozgrywa się ta historia. Główny bohater szuka odpowiedzi i po części je znajduje. To opowieść o bólu, samotności, stracie, "labiryncie cierpienia", ale także nadziei i życiu tu i teraz.
Ważna pozycja i dla młodych ludzi, i tych nieco starszych! 

niedziela, 3 listopada 2019

NETFLIX Z APETYTEM NA OSCARA- RECENZJA "KRÓLA"

Timothée Chalamet zachwycił mnie już w "Tamte dni, tamte noce". Kolejne filmy z jego udziałem tylko udowadniały mi wagę jego talentu. Po seansie "Mojego, pięknego syna" powiedziałam do mamy: "Przypatrz się dokładnie temu chłopakowi, bo będzie o nim głośno. Według mnie to najlepszy aktor młodego pokolenia". Ostatnio obejrzałyśmy razem "Króla", w którym Chalamet wciela się w tytułową rolę Henryka V. Seans tylko potwierdził moje słowa. Młody aktor zachwyca i sprawia, że widz nie może oderwać od niego wzroku. Jest bardzo wiarygodny, doskonale oddaje emocje, świetnie wypada w dramatycznych monologach. Przy tym wszystkim nie jest jednak przesadzony i sztuczny, zachowuje naturalność. Co lubię w nim najbardziej to fakt, że w każdej roli jest inny i gra w odmienny sposób.


"Król" to historia życia Henryka V. Z początku wszyscy podchodzą do niego sceptycznie jako do władcy Anglii. W ich oczach jest przede wszystkim buntowniczym i zdradzieckim synem. On jednak chce rządzić na swój sposób. Pragnie pokoju. Niestety w wyniku wielu wydarzeń i spisków wplątuje się w konflikt z Francją. Młody król stanie przed wieloma trudnymi wyborami. Warto wspomnieć, że scenariusz powstał na podstawie dzieł Szekspira.

Netflix chce tym filmem powalczyć o Oscara. Czy im się to uda? Zobaczymy... Produkcja jest bez wątpienia na wysokim poziomie. Jej największymi zaletami są dopracowane sceny bitewne, charakteryzacje i scenografie. Całą robotę robi dla mnie jednak gra aktorska Chalameta. Zdecydowanie przyćmił on Roberta Pattinsona. Film ogląda się przyjemnie mimo, że fabularnie nie zachwyca i chwilami nudzi. Zakończenie jednak było dla mnie dość nieoczekiwane i wywołało zaskoczenie. Filmy historyczne rządzą się swoimi prawami. Zarys historyczny często schodzi na drugi plan, a skupiamy się na aktorach, miejscach, kostiumach. Tak jest i w tym przypadku. 

Mimo że "Król" na wielu płaszczyznach (szczególnie, jeśli chodzi o scenariusz) rozczarowuje, to warto go obejrzeć. Dajcie się zachwycić znakomitej grze aktorskiej, ukazaniu emocji. 


czwartek, 24 października 2019

(NIE)ZNAJOMI- ŚMIECH I ŁZY W PRZYKRYM OBRAZIE RELACJI MIĘDZYLUDZKICH

Uwielbiam włoską produkcję "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie". Ujęła mnie oryginalnością i ciekawym podejściem do tematu. Tym bardziej ucieszyła mnie wiadomość o powstaniu polskiej wersji tego kultowego filmu. Dobór moich ulubionych aktorów sprawił, że wizyta w kinie była koniecznością. Dawno się tak nie uśmiałam, wzruszając się jednocześnie.


Jeden wieczór. Paczka przyjaciół spotyka się przy kolacji w mieszkaniu jednej z par. W pewnym momencie bohaterka, która dopiero co wkroczyła do ich grona wpada na pewien pomysł. Od tej pory każdy przychodzący sms czytany będzie na głos, a rozmowa przełączona na tryb głośnomówiący. Szybko okazuje się, że każdy ma jakieś swoje tajemnice, a ludzie znający się wiele lat wcale nie wiedzą o sobie aż tak dużo. Zdrady, oszustwa, niewypowiedziane słowa ciążące na sercu, trudne tematy. Ciężka atmosfera splata się z nieustającym humorem. To sprawia, że film ogląda się z wielką przyjemnością mimo, że niesie za sobą ryzyko utraty zaufania do najbliższych.

Twórcy zastosowali wiele zabiegów, wzmacniających odbiór dzieła. Sceneria jest dość ciemna. Światło zdaje się oświetlać tylko twarze bohaterów. To trafnie powoduje, że niewyraźne tło staje się wręcz niezauważalne dla widza i ten skupia się tylko na najważniejszych rzeczach. Zauważyłam jednak, że taki obraz ciężko oglądało mi się w kinie, seans bardzo męczył wzrok. Klimat dopełnia także muzyka. Jest lekka, sielankowa. Tak właśnie rozpoczyna się spotkanie i stopniowo zamienia w gorzką wymianę sekretów. Wśród obsady znaleźli się moi ulubieni polscy aktorzy, którzy zostali świetnie wpasowani do swoich ról. Ma się wrażenie, że wcale nie patrzy się na aktorów, tylko obserwuje prawdziwą paczkę przyjaciół podczas wieczornego spotkania. Kamera prowadzona jest w taki sposób, aby widz miał właśnie wrażenie swego rodzaju podglądania. Niezwykła emocjonalność jest wielkim atutem produkcji. Monolog Ostaszewskiej wbił mnie w fotel. Niezwykle ujęła mnie także ostatnia z rozmów między Tomaszem Kotem a Kasią Smutniak (grała także w oryginalnej wersji)- bardzo wyważona, inteligentnie zrealizowana. W jednej scenie pokładamy się ze śmiechu po to, aby kolejna wzbudziła wzruszenie i łzy. "(Nie)znajomi" są dopracowani w każdym aspekcie, przez co seans jest niezwykłą przyjemnością, a po jego zakończeniu w głowie kłębi się mnóstwo myśli i refleksji. Jest to gorzkie podsumowanie relacji międzyludzkich. Zaczynamy zastanawiać się, czy nasi najbliżsi też nas oszukują i czy znamy ich tak dobrze, jak myślimy. Rozważamy, czy my sami zawsze jesteśmy fair. Przy tym wszystkim jednak produkcja pozostawia nadzieję, że mimo wszystko te relacje musimy pielęgnować. One nie są często nieskazitelne, ale ciężką pracą możemy wspólnie budować nasze szczęście. Czasem wystarczy tylko szczera rozmowa. To, co uwielbiam w tej historii to brak potępienia. Twórcy w żaden sposób nie nakierowują nas na to, co mamy myśleć o czynach bohaterów. Granica między złem a dobrem zostaje zamazana. Przekonują nas jednak, że telefony dzielą ludzi a nie łączą. 

(Nie)znajomi to słodko- gorzka komedia, która warto zobaczyć. Rewelacyjnie wyprodukowana, cieszy oko, doprowadza widza do śmiechu i łez, a także skłania do refleksji o kondycji i jakości relacji. Wszystko to oscyluje wokół telefonów, które stały się dla nas tak ważną częścią życia, że tracimy z oczu, to, co najważniejsze. Gdybym nie widziała oryginalnej włoskiej produkcji "(Nie)znajomi wywarliby na mnie jeszcze większe wrażenie, ale i tak trafiają na szczyt moich ulubionych polskich filmów. Polecam!

czwartek, 17 października 2019

VISUAL CONCERT 2019- RELACJA Z KONCERTU MUZYKI FILMOWEJ I EPICKIEJ

Visual Concert to trasa koncertów muzyki filmowej i epickiej w Polsce. Na scenie swoje talenty prezentuje ponad 80 osób: orkiestra symfoniczna CoOperate Orchestra, Chór Akademicki UAM, a także soliści Beata Biela i zwycięzca VI edycji The Voice- Krzysztof Iwaneczko. Widowisko podzielone jest na kilka części. Podczas każdej z nich na specjalnym ekranie prezentowane są zapierające dech w piersiach krajobrazy z różnych miejsc na świecie. Znakomicie dopełniają one utwory filmowe. 



W czasie 2 godzinnego koncertu widownia może wsłuchiwać się w brzmienie znane z "Avatara", "Piratów z Karaibów", "Gladiatora" czy "Hobbita".  Co więcej, soliści prezentują także piosenki śpiewane z popularnych filmowych hitów. Nigdy nie zapomnę wspaniałego wykonu "I see fire" Iwaneczko. Miałam ciary dosłownie na całym ciele. Beata Biela natomiast świetnie zaprezentowała swoje umiejętności w "Young and Beautiful" Lany del Rey do "Wielkiego Gatsby'ego". Fajnie, że całość jest bardzo spójna, ma także przekaz i zwraca uwagę na dbanie o naszą planetę. Koncertu słuchało mi się niezwykle przyjemnie i wywołał we mnie wiele emocji. Nie spodziewałam się, że aż tak mi się spodoba i wywrze tak wielkie wrażenie. Widowisko dopracowane jest w każdym calu. Przenosi widza do innego świata, uspokaja i zachwyca. Dodatkowo cena biletu w stosunku do jakości też była dość niska. 
Jeśli tylko będziecie mieli okazję się wybrać, nie wahajcie się ani chwili! Warto! ;)

piątek, 27 września 2019

FANTASTYKA JAKIEJ NIE ZNACIE- FENOMENALNY SERIAL "CARNIVAL ROW"

Co by się stało, gdyby połączyć "Opowieści z Narnii", "Fantastyczne zwierzęta" i "Grę o tron", dorzucając przy tym odrobinę kryminału i romansu? Na takie pytanie starają się odpowiedzieć twórcy nowego serialu Amazona "Carnival Row", a wychodzi im to rewelacyjnie.

W małym miasteczku na co dzień stykają się ze sobą dwa światy- ludzi i magicznych istot. Skrajne różnice powodują, że często dochodzi do konfliktów. Akcja opiera się na serii tajemniczych morderstw, których zagadkę próbuje rozwiązać detektyw Philo ( w tej roli niesamowity Orlando Bloom). Śledzimy także losy jego dawnej miłości, nieustraszonej nimfy Vignette (obawiałam się Cary Delevigne w tej roli, ale bardzo się sprawdziła), która często pakuje się w tarapaty. Mamy także kilka innych wątków np. zakazanej miłości kobiety do magicznej istoty, wątki władzy. To wszystko splata się w bardzo spójną i trzymającą w napięciu opowieść.


To, co sprawia, że serial jest znakomity to przede wszystkim wykreowanie niesamowitego klimatu. Myślałam, że w gatunku fantastyki nic nie jest w stanie mnie już zaskoczyć, a bardzo się myliłam. Carnival Row ma bardzo dobrze przemyślanych bohaterów, znakomity dobór aktorów i charakteryzacje, które wyglądają jak prawdziwe. Akcja nie jest schematyczna i przewidywalna, co sprawia, że widz nie może się oderwać. Kompletnie nie wiedziałam, co się dalej wydarzy, więc każdy dalszy rozwój wątków był dla mnie wielkim zaskoczenie, w szczególności finał. Nie sposób domyślić się zakończenia głównego wątku. Orlando i Cara robią tu świetną robotę, ale na pochwałę zasługuje cała obsada. Nie ma tutaj tandetnych efektów. Jesteśmy raczeni wieloma świetnymi ujęciami.

"Carnival Row" to jednak głębsza opowieść, która ma skłonić do refleksji. Przedstawiony świat ma być próbą metaforycznego ukazania nietolerancji w dzisiejszym świecie, niemoralnych sposobów dojścia do władzy, totalitaryzmów. To uświadomienie natury ludzkiej, jej mrocznej strony. Poruszyło mnie to, że twórcy chcą przedstawić nam coś głębszego, zmusić do namysłu. Szczególnie widać to w finale. Świetnie, że nie jest to tylko takie zwyczajne fantasy.

Musicie obejrzeć "Carnival Row". Dziwię się, że serial jest tak mało popularny, bo poziomem dorównuje najlepszym produkcjom. Klimat, aktorzy, wciągająca fabuła sprawiają, że nie sposób narzekać. "Carnival Row" przoduje także tym, iż drugiego takiego serialu na rynku nie ma. Jego oryginalność jest wielką zaletą. Polecam i liczę na kontynuację! ;)


wtorek, 24 września 2019

NOWE MUZYCZNE ODKRYCIE- ZESPÓŁ ZIMNV

Zimnv to zespół, który powstał na początku 2018 roku. W jego skład wchodzi trójka młodych, utalentowanych chłopaków. Pierwszy raz usłyszałam ich w utworze "Dałbym Ci wszystko". Już wtedy ujęli mnie brzmieniem, wokalem jak i teledyskiem. Muzycznie są połączeniem Happysad z Myslovitz. Z powodzeniem mieszają gatunki, jednak dominuje alternatywa i indie pop. 


Niedawno wydali debiutancką płytę "Ślady czereśni". W 10 utworach zespół zawarł cały swój proces dorastania, wspomnienia dzieciństwa. Album jest powrotem do beztroskich lat i rodzinnej małej miejscowości. Proste, ale przy tym poetyckie i prawdziwe teksty są głównym atutem Zimnv. Płynie z nich prawda. 


"Września" to piosenka, w której wokalista opisuje chęć opuszczenia miejscowości, z której pochodzi i otworzenia się na nowe możliwości. Znakomicie dopełnia ją teledysk. "Chłopcy" to głos wszystkich, którzy znajdują się na progu dorosłości, opuszczają rodzinny kąt. Natomiast w  "Śladach czereśni" zespół ujmuje słuchacza powrotem do dzieciństwa, kiedy wszystko było takie proste. 



Chłopaki z Zimnv ujmują swoją szczerością. Album "Ślady czereśni" to oparta na ich przeżyciach opowieść o dzieciństwie, dorastaniu, opuszczeniu rodzinnych stron i miłości. Zespół cały czas się rozwija. Poluję na ich koncert i będę bacznie obserwować ich karierę. Z pewnością o Zimnv będzie głośno!

sobota, 14 września 2019

WSZYSTKO TO, CO POWINIEN MIEĆ DOBRY SERIAL!- RECENZJA 2. SEZONU "SZKOŁY DLA ELITY"

"Szkoła dla elity" wyróżnia się na tle pozostałych produkcji młodzieżowych. To zasługa przede wszystkim klimatu serialu. Wiele spodziewałam się po kontynuacji, ale ta przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Po pierwszym sezonie porównywałam "Szkołę dla elity" do "13 powodów". Teraz produkcja żyje własnym życiem, nabrała charakteru i wkroczyła na bardzo dobre tory.


Zaprzyjaźnieni bohaterowie powracają, ale morderstwo Mariny wciąż odbija się echem. Samuel stara się udowodnić niewinność niesłusznie skazanego brata. Zbliża się do Carli, ponieważ domyśla się, że ta coś ukrywa, a w zbrodnie wplątany może być jej były chłopak- Polo. Guzman wciąż nie otrząsnął się po śmierci siostry, ale nie dopuszcza do siebie myśli, iż przyjaźni się z jej zabójcą. Mimo związku z Lu nadal myśli o Nadi, z którą ze względu na kwestie religijne nie może być. W tytułowej szkole wciąż liczą się sława, pieniądze i zaspokajanie własnych żądz. Po sielankowych wakacjach wszystkim przyjdzie zmierzyć się z zaginięciem jednego z głównych bohaterów. 

Widz na samym początku może tylko domyślać się, który z jego ulubieńców jest poszukiwany.Wątek ten został poprowadzony bardzo ciekawie. Do końca nie sposób domyślić się finalnego zakończenia, co wywołuje niemałe napięcie i sprawia, że nowy sezon uzależnia.  Kreacje bohaterów zachwycają, nie są oni płascy i papierowi, mają charakter. Akcja prowadzona jest dwupłaszczyznowo- wątek śledztwa i wydarzenia poprzedzające zaginięcie. Znany z wielu innych seriali zabieg w tym przypadku znakomicie się sprawdza. Twórcy trzymają rękę na pulsie i dbają o to, aby widz nie nudził się nawet przez minutę. Miły kontrast w stosunku do np. fatalnego 3. sezonu "13 powodów". Można? Można! "Elita" wyróżnia się przede wszystkim pazurem i mocnym charakterem. Mroczny klimat uzależnia, a dopełnia go rewelacyjnie dobrana ścieżka dźwiękowa, jedna z najlepszych wśród młodzieżówek. Serial porusza także wiele ważnych, trudnych tematów i podchodzi do nich nieszablonowo. Rozwojowi akcji towarzyszy wachlarz emocjonalny. Chwilami miałam wrażenie, że "Elita" tak mną zawładnęła, że twórcy trzymają mnie w garści i odczuwam w danej scenie dokładnie to, co chcieli. Nie widzę w najnowszym sezonie żadnych wad. Jest absolutnie idealny, dopracowany w każdym calu. Finałowa scena wywołała wielkie zdumienie i z niecierpliwością czekam na 3. sezon.

Koniecznie obejrzyjcie nowy sezon "Szkoły dla elity". Ma wszystko, co powinna mieć perfekcyjna produkcja. Działa jak narkotyk! 



czwartek, 12 września 2019

3. SEZON "13 POWODÓW"- DLACZEGO TO SIĘ NIE MOGŁO UDAĆ?

"13 powodów" dwa lata temu odmieniło świat seriali młodzieżowych i trafiło do czołówki moich ulubieńców. Historia Hannah wstrząsnęła mną i pochłonęła już od pierwszego odcinka. 2. sezon co prawda nie podwyższył poziomu, ale był ciekawym uzupełnieniem i oglądałam go z przyjemnością. Na wiadomość o kontynuacji odczułam sprzeczne emocje. Historia dla mnie się już zakończyła, ale finał pozostawił pewną ciekawość. Podświadomie czułam jednak, że 3. sezon nie ma prawa się udać. Zwiastun utwierdził mnie w tym przekonaniu, a pierwszy odcinek nie pozostawił żadnych złudzeń. 3. sezon utracił wszystko to, co było atutem i wyróżnikiem serialu; wszystko to, za co pokochały go miliony. Tym razem wszystko toczy się wokół zamordowania Bryce'a. Każdy z bohaterów miał bowiem powód, aby zabić. Wciąż na ekranie spotykamy Tyler'a, który nie otrząsnął się po traumatycznych przeżyciach związanych z Monty'm; Jessicę, próbującą układać sobie życie po gwałcie; Clay'a czy Justina. Nowy sezon, te same problemy. Co zatem poszło nie tak? Wszystko..., ale przeanalizujmy to po kolei.

Nieudane "kilka miesięcy później"
Ten zabieg niekiedy się sprawdza. Najczęściej jednak powoduje w widzach rozczarowanie i tak też właśnie stało się w tym przypadku.
Finałowa scena 2. sezonu pozostawiła wiele niedopowiedzeń i miała być furtką do kontynuacji, co wzbudziło ciekawość. Sama zastanawiałam się, jak twórcy to rozwiną, ale lipa, bo.... pierwszy odcinek 3. sezonu nie wraca do tamtych wydarzeń, minęło od nich sporo czasu. To pierwszy ( i o zgrozo nieostatni) komunikat od twórców: "nie mamy pomysłu, jak pociągnąć to dalej". Poszli na łatwiznę. 

"Nowa bohaterka uratuje ten sezon!"- pomyśleli i jakże się pomylili.
Pojawia się znikąd, wszystko o wszystkich wie i denerwuje na każdym kroku. To ona według Netflixa miała pociągnąć ten sezon. Tymczasem Ani jest tu postacią zbędną dla fana, mało wiarygodną, bezbarwną. Kompletnie nie mogłam jej polubić. Nie winię za to aktorki, która widać bardzo się starała. Jeśli nie wierzysz narratorce opowieści, to wszystko się sypie. 

Serio Bryce?! Serio? Czemu nie Tyler?
W oczekiwaniu na 3. sezon liczyłam, że tym razem skupią się na Tylerze. Wiadomo było, że ktoś musi zastąpić Hannah, ale nie sądziłam, że postawią na Bryce'a. Według mnie to najgorsza decyzja twórców. Wystarczyło głównym bohaterem uczynić Tyler'a, któremu widz współczuł, przeżywał jego historie. Wydarzenia z 2. sezonu były idealnym tłem, aby to uczynić. Można było postawić także na Tony'ego- tajemniczego, którego widz jest dalej ciekawy. Każdy byłby lepszy niż Bryce.

Czarne nie jest czarne.
3. sezon ma rehabilitować Bryce'a i pokazać jego dobrą stronę. Scen w których bohater pomaga bliskim, ukazuje swoją wrażliwość jest pełno. Są robione bardzo na siłę i nikt w nie nie wierzy. Dwa sezony pokazują nam, że coś jest czarne, a teraz próbują wmówić, że jednak białe. Cudowna przemiana jest do bólu nierealna. Widz musiałby mieć problemy z pamięcią, aby to kupić. Rozumiem, że chciano w ten sposób udowodnić, że w każdym z nas drzemie dobro, nawet w z pozoru złych ludziach. Myślę jednak, że bardziej oczekujemy sprawiedliwości i gwałciciel powinien zostać ukarany, a nie rehabilitowany. 

"Who killed Bryce Walker?"- No one cares.
Nikogo nie rusza śmierć Bryce'a. Widz reaguje na nią po prostu obojętnością i trudno się dziwić, że nie jest inaczej. Bardzo dziwię się, że reżyserzy wpadli właśnie na taki pomysł.

Pełno głupich decyzji.
Bohaterowie, których lubiłam i ceniłam nagle ogłupieli i nie potrafią podejmować racjonalnych decyzji. Nawet Clay. Bardzo nie podoba mi się to, w jakim kierunku poprowadzono postać Jessici. Zrobiono z niej bezduszną, plastikową diwę, kierującą się w życiu nie rozumem a pożądaniem. W tym sezonie mamy także sporo scen seksu. Bo jak się już nie wie czym zapełnić minuty odcinka, to stawia się na nagość. Proste!

Nieudolna próba bycia kryminałem. 
Ani i Clay niczym Sherlock Holmes i doktor Watson, przy czym sporo im jeszcze brakuje. Sporo gubią się w tym śledztwie, a my razem z nimi. Często odczuwamy brak logiki, naciąganie pewnych faktów i rozciąganie ich w czasie.

Finał
Liczyłam na większe zaskoczenie. Finałowy odcinek jakoś nie wyzwolił we mnie zbyt wielu emocji. Wplątanie postaci Monty'ego rzuciło odrobinę światła na zakończenie sezonu, dosyć nieszablonowe i niespodziewane rozwiązanie. Myślę jednak, że ostatnie sceny zbyt wiele pokazują, domyślamy się już praktycznie wszystkiego.

Jakieś plusy?
Ścieżka dźwiękowa wciąż na plus. Dalej cieszy mnie fakt, że Netflix skupia się na problemach młodzieży i stara się wyciągnąć do nich pomocną dłoń. Bohaterowie nie są nudni, plastikowi, co jest ogromną zaletą. Niestety fabuła jest tym razem tragiczna i nijak nie mogę wyciągnąć z niej czegoś pozytywnego.

Będzie 4 sezon!
Nie żartuję i kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć tej decyzji. Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że pewnie go obejrzę z czystej ciekawości to widać, że platformie zależy na kasie, bo przecież fani i tak będą oglądać. 

Wątpię jednak, aby na 4. sezon ktokolwiek czekał i bardzo żałuję, że potencjał produkcji nie został w pełni wykorzystany i poziom znacząco spadł. 

A jaka jest Wasza opinia? Może znajduje się wśród Was ktoś, kto obroni produkcję? 

niedziela, 11 sierpnia 2019

GOGIRLS! #3 O MAŁYCH KOŃCACH ŚWIATA I NOWYCH POCZĄTKACH, CZYLI 5 RZECZY, KTÓRYCH NAUCZYŁO MNIE NIEDOSTANIE SIĘ NA WYMARZONE STUDIA

Już kiedyś pisałam na blogu moją historię ze studiowaniem architektury, która skończyła się zanim jeszcze na dobre się zaczęła. Po roku jestem już w stanie określić, jak wpłynęło na mnie to wydarzenie i czego nauczyło. 
Trzy lata liceum myślałam tylko i wyłącznie o architekturze i to jej podporządkowywałam większość mojego wolnego czasu. Teraz już wiem, że trochę sama siebie wtedy oszukiwałam, a pasja zamieniła się w obsesję, którą (może i na szczęście) zatrzymała porażka.
Oblanie egzaminów na archi było moim małym końcem świata, ale takich końców świata w zyciu jest sporo. Najważniejsze to umieć wyciągać z nich wnioski.
Jeśli właśnie nie dostałaś się na swój wymarzony kierunek, to postaram przekonać Cię, jak bardzo wzmacniające będzie to doświadczenie.

1. Nauczyłam się odpuszczać.
To najważniejsza nauka, jaką wyciągnęłam. Wcześniej byłam totalną perfekcjonistką. Teraz staram się obsesyjnie nie wkręcać w to, czym się zajmuje. Wiem już, że nie jest to dla mnie zdrowe. Daje sobie czas i jestem o wiele spokojniejsza. Nie muszę umieć wszystkiego i nie staram się na siłę wszystkiego ogarniać. O wiele więcej luzu jest wokół mnie i dobrze mi z tym.
Trzeba wiedzieć kiedy odpuszczać i wsłuchać się w organizm, który komunikuje, czy coś jest dla nas.


2. Nie boję się porażek.
W tamtym momencie wydawało mi się, że świat runął. Ten mój mały koniec świata został jednak opanowany, a zaraz po nim wydarzyło się sporo dobrego. Na moim kierunku studiów panuje świetna atmosfera, poznałam cudownych ludzi. Tego jakbym się czuła na architekturze nie wie nikt. Złe wydarzenia potrafią prowadzić zatem do tych dobrych, efekt domina. 


3. To, co wydaje się być dla nas stworzone czasem takie nie jest i na odwrót. Warto próbować nowych rzeczy, które z pozoru nie są dla Ciebie!
Wtedy istaniała dla mnie tylko archiektura. Nie wyobrażałam sobie siebie gdzie indziej, ale gdy byłam na sali egzaminacyjnej w ógole nie czułam, że to moje miejsce. Podświadomość mówiła mi, że przez te kilka lat się myliłam. 
Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że będę studiować matematykę, to pewnie puknęłabym się w czoło. A tymczasem nawet podoba mi się ten kierunek. Nie boję się próbować nowych rzeczy i to jest szalenie rozwijające.

4. Zmiana oznacza rozwój. Nie bój się jej!
Najabardziej i najszybciej rozwijają nas nowe, nieoczekiwane sytuacje, w których się znaleźliśmy. Zmiana kierunku drogi, który sobie wcześniej zaplanowałam odmieniła mnie psychicznie i jestem o wiele silniejsza.

5. Nie wszystko musi być tak, jak zaplanuję.
Kiedyś usilnie dążyłam do sytuacji, w których wszystko miałam zaplanowane. Dalej lubię dobrą organizację, ale dzięki punktowi 1 bardziej wyluzowałam. Wiem, że jeśli coś nie pójdzie po mojej myśli, to nie znaczy, że będzie źle. Akceptuje rzeczywistość taka, jaka jest. 

Jeśli właśnie nie dostałaś się na wymarzony kierunek studiów lub przeżywasz inny mały koniec świata po prostu... keep calm! Wierzę, że wyjdziesz z tego odmieniona i silniejsza. Odkryjesz nową siebie. Jeśli nie spodoba Ci się nowo obrany kierunek życia, zawsze możesz spróbować za rok. A przecież koniec końców przeznaczenie i tak nas dorywa- zawsze i wszędzie.

Dużo cierpliwości podczas małych końców świata i wiary w nowe początki życzę!

wtorek, 6 sierpnia 2019

GOGIRLS! #2 PIERWSZA PRACA- JAK JĄ ZNALEŹĆ? JAKIE KORZYŚCI DAJE?

W tym poście będę starała się zachęcić Was do pracy już od jak najwcześniejszych lat. W moim odczuciu warto zacząć zarabiać w liceum. Jest to okres, w którym silnie zaczynamy odczuwać potrzebę posiadania własnych funduszy, a jesteśmy już na tyle dojrzali, by świadomie podjąć się pierwszej pracy. W świetle prawa umowę o pracę można podpisać już w wieku 15 lat.

Gdzie swoje pierwsze pieniądze może zarobić nastolatka?

*Fast foody- lokale tego typu chętnie przyjmują do pracy młodych ludzi. Zarobki są niewielkie, nieco ponad 10 zł za godzinę. W gastronomii można liczyć jednak na spore napiwki. Nie jest to łatwa ani przyjemna praca. KFC czy McDonald są jednak pierwszym celem, do którego młodzież wybiera się po pracę.
*kolportaż ulotek, gazet- mój pierwszy zarobek, jedynym minusem jest spędzenie całego dnia na nogach w samym słońcu czy deszczu. Zarobek ok. 10zł/h może i nie jest satysfakcjonujący, ale zawsze coś, a praca bardzo łatwa i niewymagająca. Muszę przyznać, że były dni, kiedy nawet ją lubiłam.

A co, jeśli nie fast-food, ulotki? Zarabiaj na swoich pasjach!
*opiekuj się domowymi zwierzętami podczas wyjazdu ich właścicieli
*sprzedawaj rzeczy zrobione DIY
*sprzedawaj niezniszczone ubrania, których nie nosisz lub inne rzeczy, których nie używasz
*udzielaj korepetycji

*pracuj jako animator dla dzieci

Najłatwiej szukać pracy w internecie. Polecam także przejść się po lokalach/restauracjach i zwyczajnie popytać.

Praca daje wiele korzyści. Oczywistym są te finansowe. Przede wszystkim jednak chodzi o doświadczenie, bardzo cenne w dzisiejszych czasach. Może i wakacyjna praca nie sprawi, że nabierzesz mnóstwa praktycznych umiejętności, ale rozwinie twoją osobowość. Rodzicom każdego nastolatka polecam wysłanie go do pracy. Nic innego bowiem tak dobrze nie uczy odpowiedzialności, organizacji, czy szacunku do pieniądza. Wierzcie mi, że już po pierwszych dniach daje się zauważyć, że samodzielnie zarobione pieniądze wydaje się zupełnie inaczej. Będzie ciężko, bo nic nie przychodzi łatwo, ale pensja na koncie jest znakomitą rekompensatą. Kokosów młodzież nie zarabia, ale zdobyte umiejętności są bezcenne. Z siedzenia w domu i leniuchowania nie wynika nic dobrego. Warto posiadać oszczędności już od nastoletnich lat!

Jakie są Wasze doświadczenia związane z pierwszą pracą?


niedziela, 4 sierpnia 2019

"MIA I BIAŁY LEW", "CHŁOPIEC Z BURZY"- FAMILIJNE KINO NA NIEDZIELĘ

Kino familijne ma zbliżać do siebie rodzinę i być okazją do spędzenia czasu razem. Najlepiej, jeśli film tego gatunku niesie za sobą też przesłanie, które może stać się tematem dyskusji między dziećmi a rodzicami. Wartościowymi produkcjami, które z całą pewnością mogę polecić są: "Mia i biały lew" oraz "Chłopiec z burzy". Oba filmy łączą piękne zdjęcia, tematyka przyjaźni człowieka ze zwierzęciem. Seans jest także ciekawą okazją, aby uświadomić dzieciom, jak ważna jest ochrona przyrody.

"Mia i biały lew"
Po przeprowadzce z Londynu na farmę Mia nie może odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Brak jej przyjaciół i wydaje jej się, że nikt jej nie rozumie. Oddala się także od rodziny, buntuje. Wszystko zmienia się za sprawą Charlie'ego- białego lwa, z którym zaprzyjaźnia się od chwil jego narodzin. Dzikie zwierzę rośnie w szybkim tempie i staje się zagrożeniem. Wieź między bohaterkom a lwem zdaje się być jednak silniejsza niż instynkt traktowania człowieka jako ofiary. Dziewczynka będzie walczyła o dobro zwierzęcia i zrobi wszystko, aby go ochronić.
Piękna afrykańska muzyka, krajobrazy sprawiają, że seans staje się niezwykłą przyjemnością. Dzieci z pewnością pokochają bohaterkę i cała rodzina będzie kibicować jej w działaniu. Jedyną wadą jest polski dubbing, który nie został korzystnie dobrany. Uronicie nie jedną łzę!


"Chłopiec z burzy"
Inspiracją do filmu była seria opowiadań dla dzieci i młodzieży Colina Thiele, którą serdecznie polecam. Kilkuletni Michael mieszka z ojcem na plaży. Łowienie ryb, codzienny kontakt z wodą zapewniają mu niespotykane dzieciństwo. Czuje się jednak samotny, co odmienia znalezienie 3 nowonarodzonych pelikanów. Postanawia się nimi zaopiekować. Szczególną więź nawiązuje z najsłabszym z nich- panem Persifalem, którego postanawia zatrzymać. Ptak okazuje się być bardzo mądry, niekiedy jednak sprawia problemy. Czy chłopiec ochroni swojego przyjaciela przed nieustającymi polowaniami przy plaży? Michaela poznajemy jako dorosłego już mężczyznę, biznesmena, który opowiada swoją historię przyjaźni z pelikanem wnuczce. Młodą dziewczynę zainspiruje ona do walki o ochronę natury. 
Film podejmuje tematykę ingerencji człowieka w przyrodę. Pokazuje także, co w życiu jest ważne. Niektóre sceny łamią serce i wzruszają. Jest to smutna opowieść, którą polecam oglądać z nieco starszymi dziećmi. Na pochwałę zasługuje także gra aktorska.
 
Mam nadzięję, że obie produkcje zapewnią Wam przyjemnie, wartościowo spędzony czas w rodzinnym gronie.




czwartek, 1 sierpnia 2019

GO GIRLS! #1- POROZMAWIAJMY O... PRZYJAŹNI I JEJ RÓŻNYCH OBLICZACH

Panuje powszechne przekonanie, że prawdziwy przyjaciel to skarb, często nawet ważniejszy w życiu od miłości. Ciężko go jednak znaleźć, ale kiedy już się to uda warto zatrzymać go przy sobie na zawsze. Ale co z tymi przyjaźniami, które trwały tylko chwile, kilka szkolnych lat? Przecież są tak samo ważne i odbijają na nas swoje piętno. A przyjaźń w związku? Czy to nie właśnie od niej warto by zacząć głębszą relację? Dużo można także dyskutować na temat przyjaźni damsko- męskiej. Najważniejsza zdaje się jednak być ta z samym sobą, najtrwalsza na całe życie, ale i najtrudniejsza. O tych wszystkich rodzajach przyjaźni, jej obliczach i trudach będziemy mówić w pierwszym poście projektu GoGirls!
#PRZYJAŹŃ Z SAMYM SOBĄ
Głęboko wierzę, że relacja z samym sobą jest najważniejszą relacją, jaką przychodzi nam w życiu nawiązać. Przyjaźń, akceptacja, samoświadomość przyciąga do nas dobre zdarzenia. Choćby nie wiem co się działo, zawsze mamy siebie i warto mieć w sobie powiernika. Co widzisz, gdy patrzysz w lustro? Czy akceptujesz samego siebie? Dużo łatwiej idzie się przez życie, gdy podstawą jest przyjaźń i miłość do siebie. To wcale nie egoizm, a jeśli nawet, to ten zdrowy jeszcze nikomu nie zaszkodził. Brak tej przyjaźni w życiu przyciąga złe zdarzenia, złe decyzje. Zaczynasz żyć ze sobą jak pies z kotem. Nie szanujesz swojego ciała, w lustrze widzisz obcą osobę, której nie lubisz. W ten sposób nie da się mieć dobrego życia, w którym to Ty decydujesz. Kluczem do szczęścia i pierwszym, milowym krokiem jest właśnie nawiązanie przyjaźni z samym sobą. 

#PIERWSZE PRZYJAŹNIE ZE SZKOLNEJ ŁAWKI
Dokładnie pamiętam pierwszy dzień szkoły i przyjaciółki, które wtedy poznałam. Nierozłączne przez całe szkolne lata... Okres edukacji jest chyba najbardziej burzliwy, jeśli chodzi o relacje. To z kim usiądziesz w szkolnej ławce ma wielki wpływ na twoje życie. Razem dojrzewacie, ale i zmieniacie się. Te przyjaźnie rzadko przeżywają próbę czasu. Większość moich nie przetrwała zmiany szkół, przeprowadzek. Młody człowiek dojrzewa i bardzo często osoba, z która świetnie dogadujemy się w pewnym okresie po jakimś czasie jawi nam się jako inna. Nie dogadujemy już się tak dobrze, bo zaczynamy mieć inne priorytety, poglądy na świat. 
Pamiętam jak rozpaczałam, gdy kończyła się jakaś relacja. To normalne, że szkolne przyjaźnie najczęściej nie są tymi, na całe życie. Wiele nas jednak uczą i są niezastąpionym doświadczeniem. Te, które przetrwają stają się cennym skarbem. Może to właśnie od nas samych zależy i od tego jak je pielęgnujemy? A może trzeba puścić je wolno?
Jestem ciekawa, czy nadal utrzymujecie kontakt z pierwszymi przyjaciółmi. Piszcie! 

#PRZYJAŹŃ DAMSKO-MĘSKA
Większość twierdzi, że nie istnieje. Ja doświadczam jej już parę lat i znam jeszcze kilka takich przypadków. Prawdą jest to, że niesie ona ryzyko chęci pogłębienia relacji przez jedną ze stron. Ten rodzaj przyjaźni jest jednak inny, bardzo budujący i obfitujący w życiowe doświadczenie. Jak wiadomo mężczyźni patrzą na świat zupełnie inaczej niż kobiety. To własnie jest w takiej relacji najcenniejsze. Przyjaciel wnosi inne spojrzenie na kobiecy problem. Płeć nie jest tu najważniejsza, liczą się cechy charakteru.
Wierzycie w przyjaźń między mężczyzną a kobietą? Doświadczacie jej?

#PRZYJAŹŃ W ZWIĄZKU
Miłość rodzi się z przyjaźni. Prawdziwym szczęściem w związku jest świadomość, że partner jest twoim przyjacielem, powiernikiem. Związek pozbawiony takiego przekonania opiera się często głównie na pociągu fizycznym, a kłótnie stają się codziennością. Gdy nie jesteście przyjaciółmi, nie gracie do tej samej bramki. Przyjaźń w związku jest bardzo istotna, o ile nie najistotniejsza i powinna być jego podstawą.

#PRZYJAŹŃ Z RODZICAMI
Zwolennicy takiego rozwiązania przekonują, że jest dobra dla obu stron, zapewnia wzajemne zaufanie i szacunek. Przeciwnicy natomiast twierdzą, że rodzic ma budzić w dziecku respekt, dawać granice, przysłowiowo sprowadzać nastolatka na ziemię. Zdecydowanie należę do pierwszej grupy. Moi rodzice zbalansowali proporcję między byciem moimi przyjaciółmi a rodzicami. Takie rozwiązanie świetnie się sprawdziło. Przyjaźń z rodzicami, pewien rodzaj kumpelstwa powoduje, że dziecko częściej się otwiera, mówi o swoich problemach i nie traktuje rodzica jak wroga, który tylko zakazuje. Jak to jest w waszych rodzinach? Czy czujecie, że rodzice starają się być Waszymi najlepszymi przyjaciółmi.

#ISTOTA PRZYJAŹNI I JEJ WAGA W ŻYCIU
Co takiego daje nam przyjaźń? Chyba najbardziej zapewnia nam poczucie bezpieczeństwa, bliskości drugiego człowieka, którego bardzo potrzebujemy, szczególnie w młodym wieku. To ważne, aby móc się komuś wygadać. Razem zawsze jest raźniej, a w przyjacielskiej grupie przygoda czeka na każdym kroku. Jak Wy zmieniacie się pod wpływem przyjaźni? Co dają Wam przyjaźnie w życiu? Czy zapewniają brak poczucia osamotnienia? Co z kłótniami? Przecież przyjaźń ma też swoje złe chwile, musi przetrwać niektóre próby, kłótnie. Przyjaźnie na zawsze? Czasem trwają zdecydowanie krócej!

Napiszcie o swoich przyjaźniach i ich różnych obliczach! Dzielmy się swoim doświadczeniem. A może w ogóle nie wierzycie w przyjaźń w dzisiejszych czasach? Czy ona jeszcze istnieje w czasach egoizmu? Czekamy na Wasze historie!
Temat przyjaźni gościć będzie na fejsbookowej stronie projektu przez najbliższy czas. Po więcej zapraszam właśnie tam! Dajcie lajka, aby nic nie przegapić. Wielkie dzięki za wszelką aktywność. 


środa, 31 lipca 2019

W POSZUKIWANIU WŁASNEGO JA- RECENZJA MAŁO ZNANEGO, A ZACHWYCAJĄCEGO SERIALU "TRINKETS"

Po rewelacyjnym 3. sezonie "Stranger Things" kompletnie nie mogłam wkręcić się w żaden serial. Przypomniałam sobie o zwiastunie nowej młodzieżówki Netflixa, który przemknął mi jakiś czas temu. Wtedy z braku czasu puściłam go w niepamięć, a o serialu też dość szybko ucichło i nie stał się hitem. Gdy po długich poszukiwaniach tytułu zasiadłam do "Trinkets", byłam pozbawiona wszelkich oczekiwań. Jakże mile się zaskoczyłam! 
"Trinkets" to bardzo wartościowa pozycja wśród seriali dla młodzieży, wyróżniająca się tematyką, świetną muzyką i doborową kreacją postaci. 


Elodie, Moe i Tabitha chodzą do tej samej szkoły, ale każda jest na innym szczeblu hierarchii tej społeczności. Spotykają się na zajęciach grupy wsparcia dla osób, mających problem z kradzieżą. Wspólny nałóg łączy dziewczyny i z czasem zaprzyjaźniają się coraz bardziej. Każda z nich boryka się z wieloma problemami, demonami przeszłości. Dziewczyny nie mają łatwego życia, a wsparcie znajdują właśnie w sobie. Okazuje się, że pozory mylą. Osoby, na które na szkolnym korytarzu patrzymy z góry po bliższym poznaniu mogą stać się przyjaciółmi...

Bohaterki polubiłam już od pierwszych scen. Prezentują one różne osobowości, co sprawia, że każdy odnajduje w nich cząstkę siebie. Często podejmują niezrozumiałe dla widza decyzje, ale wywołuje to sporo emocji. Problem pojawia się przy kreacji Elodie, której wątek prowadzony jest chaotycznie. Zdecydowanie bardziej kibicowałam jej koleżankom i chętniej oglądałam sceny z ich udziałem. Aktorki znakomicie wcieliły się w role, są bardzo wiarygodne. Spodobało mi się wykorzystanie ciekawego zabiegu. Postacie poboczne ukazywane są dość blado; widz nic się o nich nie dowiaduje. To uwydatnia chęć skupienia się tylko i wyłącznie na głównych bohaterkach. Zadziałało na plus! Poruszane w serialu problemy z pewnością dotrą do młodego widza i skłonią do refleksji. "Trinkets" skupia się na samotności młodego człowieka, potrzebie bliskości drugiej osoby, poszukiwaniu siebie i błędach, do których przecież każdy ma prawo. Kradzież w pewnym momencie odchodzi na dalszy plan. Mam wrażenie, że trochę zabrakło na ten wątek pomysłu. Dziwi mnie także to, iż Netflix ukazuje ją jako czynność łatwą, pozbawioną konsekwencji. Uważam, że serial powinien zniechęcić młodych ludzi do nałogów, a nie robić coś kompletnie odwrotnego. Ciąg wydarzeń wywołuje emocje, a krótkość odcinków (ok. 20 minut) sprawia, że w produkcję bardzo łatwo się wkręcić. Wrażenie wywarła na mnie także muzyka, korzystnie dobrana przez twórców. Warto zaznaczyć, iż serial powstał na podstawie książki, o tym samym tytule. Wadą okazała się mała ilość odcinków w pierwszym sezonie. Po skończeniu seansu czułam wielki niedosyt. Finał pozostawia furtkę do kontynuacji produkcji. Netflix wczoraj zapowiedział 2. sezon, który ma być jednocześnie ostatnim.

"Trinkets" ogląda się bardzo przyjemnie, z ciekawością. Dziwię się, że produkcja znalazła tak niewielu zwolenników i nie odniosła zbyt dużej popularności. Nie trafia co prawda na szczyt listy moich ulubionych seriali, ale z niecierpliwością czekam na kolejny sezon!

wtorek, 30 lipca 2019

PROJEKT "GO GIRLS!"-WPROWADZENIE

Lubię, gdy wykorzystuje się możliwości dzisiejszych czasów do dobrych, większych celów. Internet powinien łączyć ludzi, a nie dzielić. Brakowało mi strony, która byłaby strefą wspierającą młode dziewczyny. Często nurtują je ważne pytania, potrzebują inspiracji i motywacji do działania. Tak narodził się pomysł na projekt GoGirls, który rozpoczynam na blogu.
Dziewczyny! Stwórzmy przestrzeń, która będzie źródłem porad, wsparcia, ciekawej tematyki, bez tabu, bez hejtu. Pogadajmy o tym, co jest dla nas ważne! Dzielmy się swoimi doświadczeniami! Głęboko wierzę, że taka grupa jest potrzebna, szczególnie nastolatkom. Otaczają nas wyidealizowane posty blogerek, ciała modelek, filmy z idealnym makijażem. Młoda dziewczyna nie ma łatwo, gdy surfuje dzisiaj po internecie. Chcę to zmienić! Na razie projekt będzie działał na moim blogu www.w-swiecie-kultury.blogspot.com, a także fejsbookowej stronie, do której polubienia serdecznie zapraszam. Potrzebuje Waszej aktywności, bo to ma być WASZE miejsce, do którego z chęcią będziecie zaglądały. Panowie, także nas wspierajcie! Co sądzicie o moim pomyśle na ten projekt? Dzielcie się także swoimi pomysłami. Jaką tematykę chętnie byście czytały? Pierwszy post z cyklu Go Girls! już niebawem.

niedziela, 7 lipca 2019

3 (NAJLEPSZY!) SEZON "STRANGER THINGS" WBIJA W FOTEL!- RECENZJA

Wszyscy wiedzieliśmy, że długo wyczekiwany 3 sezon "Stranger Things" będzie mocny. Netflix postarał się o bogatą promocję serialu na autobusach, banerach czy nawet Openerze. Przy 1. sezonie wkręciłam się bardzo szybko w produkcję, sezon 2. spełnił moje najśmielsze oczekiwania i niejednokrotnie zaskoczył. Miałam wielką nadzieję, że twórcy w najnowszej serii zaserwują nam coś jeszcze lepszego. Już pierwsze odcinki wbijały mnie w fotel, wkręciłam się w klimat dosłownie od pierwszych minut.
Najlepszą rekomendacją jest moja mama, która o 12 w nocy kazała sobie włączać jeszcze jeden odcinek, a nawet nie widziała poprzednich sezonów. Sami widzicie, jak to działa! Najnowszy sezon zawładnie waszym umysłem niczym Łupieżca Umysłów.

Nadchodzą wakacje. Słoneczne lato w Hawkins przynosi zmiany. Życie towarzyskie toczy się nad miejskim basenem, a także w nowootwartym centrum handlowym. Nasi najmłodsi bohaterowie sporo dorośli. Jednym z głównych wątków stają się więc ich miłosne rozterki. Świetnie rozładowuje to napięcie i jest ciekawym przerywnikiem między poważniejszymi scenami. Podobnie jak w przypadku poprzedniego sezonu, bohaterów podzielono na grupki. Razem będą oni dążyć do ocalenia świata i pokonania zła. Mamy tutaj Joyce i sierżanta Hopper'a, którzy wyraźnie mają się ku sobie. Kibicowałam tej dwójce od samego początku. "Eleven" i paczka jej najbliższych przyjaciół zaczynają odczuwać nadchodzące zagrożenie i próbują się mu przeciwstawić. Steve łączy natomiast siły z ekscentryczną Robin (swoją drogą świetna nowa postać i bardzo dobra gra aktorska), Dustinem i Ericą (gwarantuje, że ta dziewczynka zapewnia sporo śmiechu). Ważną postacią tej części staje się także Billy, przyrodni brat Max. Wątki te przeplatają się między sobą, aby połączyć się w wielkim finale.
Ta wielowątkowość zapewnia brak nudy, ale w pewnym momencie jest dość przytłaczająca. Zdarzało mi się w czasie akcji zapominać o pewnych sytuacjach i przypominałam sobie o ich istnieniu wtedy, kiedy twórcy do nich wracali lub wręcz przeciwnie z niecierpliwością czekałam, aż kontynuujemy jakiś wątek. Producenci zadbali jednak o to, aby podbudowywało to ciekawość widza, a nie było wadą serialu. Mogę mieć do nich jedynie zarzut o to, że pewne schematy z poprzednich sezonów się powtarzały. Punkty kulminacyjne i rozwiązanie akcji były powieleniem tych z poprzedniej serii. Wielka szkoda.

3. sezonu nie sposób nie pochwalić za klimat lat 80. To odróżnia go od poprzednich. Muzyka, kostiumy, scenografia to coś wspaniałego, dopracowanego w każdym detalu. To sprawia, że najnowszy sezon jest pięknym obrazkiem i niesamowicie cieszy oko. Ogląda się to naprawdę z wielką przyjemnością. Nawiązania do lat 80. są bardzo przemyślane, cofamy się w czasie.

"Stranger Things" umiejętnie łączy różne gatunki, od nastoletniego romansidła po mrożący krew w żyłach thriller. Widz pokłada się ze śmiechu tylko po to, aby za kilka minut zalać się łzami. Emocjonalny rollercoaster zapewniony. Demogorgon jest chyba jeszcze bardziej przerażający. Widzowie domagający się strasznych, pełnych krwi scen bedą zadowoleni. 
Serial odkrywa aktorskie talenty. Nie potrafię wybrać najlepszej aktorskiej kreacji. Oczywistością jest, że zachwyciła mnie Millie Bobby Brown jako "Eleven". Mimika twarzy tej dziewczyny, emocjonalność rozbraja. Bardzo polubiłam nową bohaterkę Robin (w tej roli Maya Hawke). Wszyscy odtwórcy głównych ról przemawiają do mnie i tworzą postaci, których nie sposób nie lubić. Netflix przyzwyczaił mnie już do tego, że lubi wątki LGBT, feminizmu, ale obecność takowych tutaj i tak była dla mnie zaskoczeniem. Podczas oglądania zwróćcie uwagę na nawiązania do filmów z lat 80. Scena z piosenką z "Niekończącej się opowieści" wymiata!

Nie spodziewałam się, że finałowy odcinek sprawi, że zaleję się łzami. Scena po napisach intruguje i każe z niecierpliwością czekać na sezon 4. Trochę obawiam się, że nie uda utrzymać się wysokiego poziomu. Dla mnie ta historia mogłaby zakończyć się już w tym momencie. Mam jednak nadzieję, że Netflix kolejny raz nas zaskoczy i wzniesie się na wyżyny. 3 sezon pochłonął mnie do reszty i cierpię teraz na serialowego kaca. 


"Życie jest inne. Wciąż upływa, czy tego chcesz czy nie. Niekiedy bywa bolesne, a niekiedy zaskakujące, radosne. (...) A gdy życie Cię skrzywdzi, a napewno to zrobi, zapamiętaj ból- jest dobry, bo oznacza, że nie utknęłaś w ciemnej jaskini." <3

wtorek, 2 lipca 2019

"TRZY KROKI OD SIEBIE" LEPSZE NIŻ "GWIAZD NASZYCH WINA"?- RECENZJA FILMU

Jestem fanką filmów pokroju "Gwiazd naszych wina". Zawsze zalewam się na nich łzami. Muszę przyznać jednak, że zrobiło się ich zbyt dużo. Wszystkie opierają się na chorobie głównego bohatera lub bohaterki i spotkaniu miłości życia. Temat ten wydał mi się już wyczerpany. Po obejrzeniu zwiastuna "Trzech kroków od siebie" z niecierpliwością czekałam na premierę, mając jednocześnie obawy, że okaże się dość nudny właśnie przez zbyt dużą ilość podobnych filmów. Na szczęście twórcy pozytywnie zaskoczyli, a chemia między aktorami i ich naturalność sprawiła, że "Trzy kroki od siebie" śmiało mogą konkurować z hitem "Gwiazd naszych wina" o miano najlepszego filmu młodzieżowego o miłości, dla której przeszkodą staje się choroba. 


Stella i Will chorują na mukowiscydozę. Biorą udział w eksperymentalnej terapii i właśnie tak się poznają. Nie jest to jednak miłość od pierwszego wejrzenia. Bohaterowie zmagają się z różnymi etapami choroby, śmiercią. Nie mogą zbliżyć się do siebie bliżej niż na trzy kroki. Ich poglądy na świat skrajnie się różnią, co sprawia, że uczą się od siebie. Zdając sobie sprawę z upływającego czasu, doceniają każdą chwilę razem.

Produkcja urzekła mnie przede wszystkim grą aktorską. Uważam, że Cole Sprouse niesamowicie wczuł się w historię i to jego najlepsza rola. Razem z Haley Lu Richardson zachowują się bardzo naturalnie, a chemia między nimi sprawia, że widz wierzy w ich uczucie. Film pięknie dopełnia ścieżka dźwiękowa. Fabuła potrafi zaskoczyć, nie jest tak przewidywalna, jak mogłoby się wydawać.
To piękna historia, która wzrusza i skłania do refleksji. Zwraca uwagę na to, jak ważne są  wzajemna bliskość i dotyk. Czas spędzony na seansie nie będzie stracony. Polecam!

piątek, 17 maja 2019

MUZYCZNE ODKRYCIA- JAN-RAPOWANIE

Lubię niebanalny rap, taki, który coś wnosi, jest wartościowy i ma przekaz. Jan-rapowanie urzekł mnie inteligentnymi tekstami z pomysłem, od których bije prawda. Kawał świetnej roboty zrobił także NOCNY. Jego bity są nietuzinkowe i wnoszą powiew świeżości do polskiego rapu. Jeszcze jakiś czas temu internet hejtował chłopaków i ich pierwsze utwory nie zostały dobrze przyjęte. Nie poddali się i wydali album "Plansze", który zapewnił im stopniowo narastającą popularność. Dla mnie to jedna z najlepszych płyt ostatnich miesięcy. Najlepszą rekomendacją jest to, że w ogóle mi się nie nudzi i męczę ją każdego poranka od dłuższego czasu. Janek ma dopiero 20 lat i myślę, że jeszcze wiele razy nas zaskoczy. Teraz rusza w trasę, więc wyczekujcie go w swoich miastach.

A oto 5 moich ulubionych piosenek:






sobota, 4 maja 2019

AUGUSTA DOCHER O SILE MIŁOŚCI W KSIĄŻCE "WIELE POWODÓW, BY WRÓCIĆ"

Augusta Docher (Beata Majewska) to jedna z moich ulubionych polskich autorek. Przekonała mnie do siebie powieścią "Najlepszy powód, by żyć", której recenzję znajdziecie tutaj http://w-swiecie-kultury.blogspot.com/2017/10/najlepszy-powod-by-zyc-augusty-docher.html. Zżyłam się wtedy z bohaterami i bardzo ucieszyłam się na kontynuację ich historii. "Wiele powodów, by wrócić" nie zawiodło mnie ani trochę, a książkę dosłownie pochłonęłam.


Na wstępie zaznaczę, że możliwe jest przeczytanie "Wielu powodów..." bez znajomości pierwszej części, ale nie polecam tego rozwiązania. Warto najpierw zapoznać się z początkami relacji Dominiki i Marcela, aby lepiej zrozumieć działania i emocje bohaterów. Tym razem spotykamy ich w momencie, kiedy wszystko zdaje im się układać. Są szczęśliwi, wspólnie opiekują się córeczką chłopaka i planują wspólną przyszłość. Sielankę przerywa wypadek samochodowy. Marcel w ciężkim stanie trafia do szpitala i długo nie wybudza się ze śpiączki. Gdy odzyskuje przytomność okazuje się, że nie pamięta dwóch ostatnich lat, a tym samym nie rozpoznaje Dominiki. Uczucie zostaje wystawione na próbę. Czy Marcel zakocha się po raz drugi? Przecież miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko.


Augusta Docher stworzyła bohaterów, których nie sposób nie lubić. Czytelnik kibicuje im od razu! Odpowiada mi luźny styl autorki, który sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko i płynnie. To sztuka pisać w niebanalny sposób na tematy z pozoru wyczerpane przez literaturę. Wydarzenia obserwujemy z perspektywy Dominiki, jak i Marcela. Lubię taki sposób narracji. Akcja toczy się w odpowiednim tempie i nie sposób się nudzić.Autorka wiele razy mnie zaskoczyła. Ciekawym rozwiązaniem jest dla mnie wątek z ukazaniem tego, czego Marcel doświadczał, będąc w śpiączce. 

Książka bawi, wzrusza. Przekazanie uczuć bohaterów w pełni się udaje.  Finał jest dość przewidywalny, ale nie ujmuje to przyjemności czytania. Warto wspomnieć, że Augusta Docher ponownie zainspirowała się prawdziwą historią, którą przedstawia w podziękowaniach. Bardzo ją za to cenię. Świadomość, że ktoś doświadczył czegoś podobnego, co nasi bohaterowie sprawia, że bardziej przeżywa się książkę, nie jest ona odległa od rzeczywistości. Ukazana miłość kryje w sobie prawdę o sile uczuć, ale nie jest przy tym zbyt słodka. To mądra historia. Po lekturze "Wielu powodów.." na myśl przyszedł mi cytat z "Małego Księcia"- "Jeżeli coś kochasz, puść to wolno. Jeśli wróci- jest Twoje, a jeśli nie- nigdy Twoje nie było."

"Wiele powodów by wrócić" to recepta na przyjemny wieczór z sympatycznymi bohaterami i ciepłą historią. Polecam! Mam nadzieję, że powstanie trzecia część powieści.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Znak.

czwartek, 2 maja 2019

"SREBRNA ZATOKA" JOJO MOYES- O TYM, CO NAPRAWDĘ DAJE NAM SZCZĘŚCIE

Jojo Moyes znana jest przede wszystkim z książki "Zanim się pojawiłeś", której ekranizacja z Emilią Clarke w roli głównej stała się hitem. Już wtedy polubiłam styl pisania tej autorki, dlatego z chęcią sięgnęłam po "Srebrną zatokę". Czas spędzony z tą lekturą był bardzo miły, relaksujący, a przede wszystkim wartościowy. Pokochałam bohaterów i muszę przyznać, że po skończeniu książki pozostała tęsknota.


Liza to dziewczyna po przejściach. Mieszka z córką Hannah u ciotki Kathleen w Srebrnej Zatoce- nadmorskim kurorcie, słynącym z wielorybów. To tam odnajdują swoją przystań. Stopniowo dowiadujemy się przed czym ucieka nasza bohaterka. Poznajemy także Mike'a. To mężczyzna sukcesu. Jego firma planuje wybudowanie nowoczesnego hotelu na terenach Srebrnej Zatoki. Inwestycja zniszczy jednak piękno tego terenu i pozbawi bohaterki pracy. Losy Mike'a i Lizy krzyżują się. Bohater jest pod wielkim wrażeniem dziewczyny i ich relacja stopniowo nabiera tempa. Czy Mike powstrzyma wybudowanie hotelu? Czy poświęci pracę w imię miłości? Czy Liza przestanie wreszcie uciekać? Co takiego stało się w przeszłości?

Jojo Moyes ma swój unikalny styl, lekki i przyjemny w odbiorze. To sprawia, że nawet grubsze pozycje czyta się bardzo szybko. Dla niektórych obecność wątków spowalniających akcję i nie wnoszących nic do fabuły może okazać się wadą, ale mi o dziwo po kilku rozdziałach zupełnie to nie przeszkadzało. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że wolne tempo i stopniowe dowiadywanie się nowych informacji o bohaterach bardzo mi się spodobało i trzymało w napięciu. Moyes to mistrzyni pióra! Bohaterów nie sposób nie lubić. Czytelnik szybko się z nimi zżywa i kibicuje, pragnie przenieść się do miejsca wydarzeń. W "Srebrnej Zatoce" zabrakło mi większej ilości opisów uczuć i emocji, szczególnie w wątkach miłosnych. Do głosu dochodzi kilku najważniejszych bohaterów, także najmłodsza Hannah. Jestem fanką takiego rozwiązania. Chwile radości mieszają się z chwilami smutku, można uronić łzy. Nawet przewidywalność finału nie psuje radości z czytania. Moyes wie, jak sterować emocjami czytelnika. Styl pisania Moyes sprawia, że nie może się skończyć na jednej książce autorki, zawsze chce się więcej. Piękna okładka także przyciąga uwagę.

Autorka porusza ważne tematy. Każdy z bohaterów musi zmierzyć się ze swoimi problemami, demonami. Życiowe wartości muszą zostać przewartościowane. Moyes stara się odpowiedzieć na pytania, co w życiu jest ważne i co daje nam szczęście. Skłania czytelnika do refleksji! "Srebrna Zatoka" to opowieść o tęsknocie, ucieczce, poświęceniu, miłości, która opiera się na przyjaźni, dokonywaniu wyborów.


Ciepła, mądra i klimatyczna opowieść, która zapewni przyjemne wieczory!

wtorek, 30 kwietnia 2019

NA CO DO KINA W MAJU 2019?

Maj oznacza z reguły piękną pogodę i mamy ochotę tylko na plażowanie. Czasem jednak zdarzają się deszczowe dni i warto wykorzystać je na pójście do kina. Muszę przyznać, że maj obfituje w ciekawe premiery.

PREMIERA 03.05

"Cała prawda o Szekspirze"
Wszyscy znamy sztuki Szekspira, ale czy tak naprawdę, pozwoliły one nam poznać go jako człowieka... A może on sam do końca nie odkrył własnego ja... "Cała prawda o Szekspirze" stara się przybliżyć nam tę postać i ukazuje lata jego życia już na emeryturze. Świetna obsada i kostiumy najprawdopodobniej sprawią, że film będzie arcydziełem.



"Smętarz dla zwierzaków"
To propozycja dla widzów o mocnych nerwach. Kolejny już raz na ekrany przenoszono jest książka Stephena Kinga. Mała bohaterka filmu odkrywa tytułowy cmentarz. Kryje się za nim pewna przerażająca legenda, która okazuje się mieć więcej wspólnego z rzeczywistością niż wszyscy się spodziewali. Fani horrorów na pewno się nie zawiodą.


PREMIERA 10.05

"Trzy kroki od siebie"
Niby filmów tego pokroju nakręcono już masę, ale przyznam, że ten także wydaje mi się wart uwagi, chociażby na zauważalną w zwiastunie chemię między aktorami. Główni bohaterowie chorują na mukowiscydozę i całe życie spędzają w szpitalu. Ich relację utrudnia fakt, iż nie mogą się do siebie zbliżać. Czy mimo to miłość zwycięży nad chorobą, a my otrzymamy happy end? Zabierzcie ze sobą paczkę chusteczek!


"Niedobrani"
Komediowe podejście do tematu miłości. Charlie Theron w roli kobiety sukcesu, spełnionej, Sekretarz Stanu. Jej kompletnym przeciwieństwem jest Fred. Niegdyś była jego nianią, teraz spotykają się po latach. Chłopak ma dziennikarski talent, a Charlotte potrzebuje pomocy w pisaniu przemów. Porady staną się zaczątkiem relacji, która na pozór nie może się udać. Twórcy chcą przekonać nas, że przeciwieństwa się przyciągają.




"Podły, okrutny, zły"
To inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia Teda Bundy'ego, jednego z najsłynniejszych seryjnych morderców, który manipulował nawet ukochaną i oszukiwał cały świat. Zac Efron  tym razem w zupełnie nowej odsłonie. Nie spodziewam się, że produkcja okaże się hitem, ale myślę, że utrzyma się na całkiem znośnym poziomie.

"Tolkien"
Kolejna produkcja biograficzna, z Lily Collins w jednej z głównych ról. Od lat podziwiamy światy wykreowane przez Tolkiena. Za sprawą filmu poznamy jego prywatne życie, inspiracje do stworzenia tak niesamowitych krain i unikalnych języków. Człowiek obdarzony gigantyczną wyobraźnią wcale nie miał łatwego życia i wiele wydarzyło się zanim stał się aktorem. Może i nie czekam z niecierpliwością, ale chętnie obejrzę. 


PREMIERA 24.05

"Aladyn"
Coraz więcej kultowych filmów Disney'a możemy oglądać po latach w aktorskich adaptacjach. Są zwolennicy i przeciwnicy takiego rozwiązania. Twórcy przekonują, że w ten sposób chcą dotrzeć do młodszego pokolenia. W maju dzieciaki będą mogły podziwiać magiczny świat, za sprawą Aladyna. Widok Willa Smitha całego na niebiesko jest bezcenny!


PREMIERA 31.05

"Pokemon Detektyw Pikachu"
Kultowe Pokemony powracają! Tym razem Pikachu pomoże w prywatnym śledztwie Timowi- synowi zaginionego detektywa Harry'ego Goodmana. Pokemon był niegdyś powiernikiem detektywa. Okazuje się, że Tim także jest w stanie się z nim porozumieć. Razem przeżyją niesamowitą, ale i momentami niebezpieczną przygodę, spotykając na swojej drodze różne Pokemony. Powrót do dzieciństwa gwarantowany i ja już nie mogę się doczekać! Po zwiastunie zapowiada się świetna produkcja. 



"Dzień czekolady"
Polska produkcja w gwiazdorskiej obsadzie, która pozytywnie zaskakuje. To propozycja dla młodszych widzów, ale także ich rodziców. Film powstał na podstawie bestsellerowej książki o tym samym tytule. Główni bohaterowie Monika i Dawid odkrywają magiczny świat, w którym żyją Zjadacze Czasu, a także Skoczek Czasu (w tej roli niesamowity Dawid Ogrodnik). Nie zabraknie także zła pod postacią wiedźmy. Jak zapewniają twórcy, to mądra historia z morałem. W samym zwiastunie można dostrzec, że z pewnością film będzie cieszył oko za sprawą pięknych zdjęć. Myślę, że szykuje się godny następca "Magicznego drzewa".


"Słońce też jest gwiazdą"
Młodzieżówka, na podstawie bestsellerowej książki Nicoli Yoon. Poprzednim razem z sukcesem zekranizowano jej powieść "Ponad wszystko" i wszystko wskazuje na to, że "Słońce też jest gwiazdą" także będzie poruszać widza. Główną bohaterkę i jej rodzinę skazują na deportację i musi opuścić Amerykę. Przed wpadnięciem pod samochód ratuje ją przystojny nieznajomy. Chłopaka dziwi brak wiary w miłość u naszej bohaterki i przekonuje ją, że potrzebuje jednego dnia, aby ją w sobie rozkochać. Wspólnie spędzony czas zbliża do siebie tych dwoje... Opowieść o przeznaczeniu i tym, że przypadek nie istnieje. 


Co Was zaciekawiło najbardziej?





sobota, 20 kwietnia 2019

DRUGI SEZON "CHILLING ADVENTURES OF SABRINA" LEPSZY NIŻ PIERWSZY?

Muszę przyznać, że gdy Netflix wypuścił swoją wersję kultowej Sabriny, podchodziłam do tego dość sceptycznie. Początek pierwszego sezonu zrobił na mnie ogromne wrażenie i szybko się wkręciłam, podobnie jak moi znajomi. Zapał gwałtownie ostygł i nie kryłam rozczarowania. Z tego powodu na kontynuację nie czekałam i zaczęłam oglądać głównie z ciekawości. Wielce się zdziwiłam! 2. sezon Sabriny zaskakuje i naprawdę daje radę. 


Sabrina Spellman tym razem jest jeszcze bardziej mroczna. Coraz bardziej odkrywa swoje moce i nie zawsze wykorzystuje je w dobrych celach. Niektóre sceny spokojnie można zaliczyć do horroru. 2. sezon bardziej skupia się na magicznym świecie. Bohaterka spędza już mało czasu w zwyczajnej szkole i w towarzystwie śmiertelników. Wydarzenia w kontynuacji oscylują wokół Mrocznego Pana. Ma on wobec bohaterki niecne plany. Zbliża się Apokalipsa. Sabrina i wszyscy bohaterowie będą musieli się zjednoczyć. Co wybierze bohaterka? Czy pójdzie za głosem zła? Na jaw wyjdą skrywane dotąd tajemnice.

Najmocniejszą stroną serialu są aktorzy. W 2. sezonie największą uwagę zwróciłam na postać Nicka ( w tej roli Gavin Leatherwood). Uważam, że w dużej mierze to on "robi" ten sezon. Gdyby twórcy pozostawili związek Sabriny z Harvey'em dużo by stracili. Nick wnosi powiew świeżości, intryguje i tworzy aurę tajemniczości. Między bohaterami czuć chemię, stali się jedną z moich ulubionych serialowych par. Nie mogę powiedzieć tego natomiast o nowym związku byłego chłopaka Sabriny. Tego wątku jakoś kompletnie nie kupuję.
Pierwsze odcinki są dość nudnawe, ale warto przez nie przebrnąć, ponieważ wprowadzają w akcje, która z czasem znacznie nabiera tempa. Obserwujemy przemianę Sabriny, która dojrzewa i staje się pewną siebie, silną kobietą. W serialu odczuwa się feministyczne nastroje. Poruszone zostały także ważne, trudne tematy, których kompletnie się nie spodziewałam. Należy do nich wątek przyjaciółki Sabriny, która wewnętrznie czuje się mężczyzną. Dość odważny krok ze strony reżyserów. Szokujących scen nie brakuje. "Chilling Adventures..." urzeka przede wszystkim swoim klimatem. Scenografia, stroje, muzyka z lat 60., magiczne święta i obrzędy- to wszystko sprawia, że wykreowany świat porywa widza, uzależnia. Po finale czuć jednak pewien niedosyt, twórcy zostawiają furtkę do następnych sezonów, które zostały już potwierdzone. Nie mogę się doczekać!