wtorek, 2 lipca 2019

"TRZY KROKI OD SIEBIE" LEPSZE NIŻ "GWIAZD NASZYCH WINA"?- RECENZJA FILMU

Jestem fanką filmów pokroju "Gwiazd naszych wina". Zawsze zalewam się na nich łzami. Muszę przyznać jednak, że zrobiło się ich zbyt dużo. Wszystkie opierają się na chorobie głównego bohatera lub bohaterki i spotkaniu miłości życia. Temat ten wydał mi się już wyczerpany. Po obejrzeniu zwiastuna "Trzech kroków od siebie" z niecierpliwością czekałam na premierę, mając jednocześnie obawy, że okaże się dość nudny właśnie przez zbyt dużą ilość podobnych filmów. Na szczęście twórcy pozytywnie zaskoczyli, a chemia między aktorami i ich naturalność sprawiła, że "Trzy kroki od siebie" śmiało mogą konkurować z hitem "Gwiazd naszych wina" o miano najlepszego filmu młodzieżowego o miłości, dla której przeszkodą staje się choroba. 


Stella i Will chorują na mukowiscydozę. Biorą udział w eksperymentalnej terapii i właśnie tak się poznają. Nie jest to jednak miłość od pierwszego wejrzenia. Bohaterowie zmagają się z różnymi etapami choroby, śmiercią. Nie mogą zbliżyć się do siebie bliżej niż na trzy kroki. Ich poglądy na świat skrajnie się różnią, co sprawia, że uczą się od siebie. Zdając sobie sprawę z upływającego czasu, doceniają każdą chwilę razem.

Produkcja urzekła mnie przede wszystkim grą aktorską. Uważam, że Cole Sprouse niesamowicie wczuł się w historię i to jego najlepsza rola. Razem z Haley Lu Richardson zachowują się bardzo naturalnie, a chemia między nimi sprawia, że widz wierzy w ich uczucie. Film pięknie dopełnia ścieżka dźwiękowa. Fabuła potrafi zaskoczyć, nie jest tak przewidywalna, jak mogłoby się wydawać.
To piękna historia, która wzrusza i skłania do refleksji. Zwraca uwagę na to, jak ważne są  wzajemna bliskość i dotyk. Czas spędzony na seansie nie będzie stracony. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz